niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 2 - Na ratunek wytwórni tofu! (cz. 2)

Następnego dnia, tuż po lekcjach, w szkolnej toalecie TenTen zamieniła szkolny mundurek na zwykłe ubranie i wybiegła ze szkoły uważając, żeby nikt jej nie zauważył. Przemknęła przez podwórko, mijając grupkę gimnazjalistów, wypadła przez bramę i skręciła w lewo. Zmierzała prosto do rezydencji i nie chciała… Nie. Ona nie mogła się spóźnić.  
Podekscytowana i już trochę mniej przestraszona niż poprzedniego dnia, wpadła do kuchni przez drzwi dla służby. Ubrała biały fartuszek i chusteczkę osłaniającą włosy. Chwilę później mogła zameldować gotowość do pracy. Jeszcze tylko szeroki uśmiech na twarzy i… Och nie. Zapomniała o makijażu!
W kuchni pracowała (podobno od zawsze) starsza kobieta. Nazywała się Mei i nie była już tak sprawna jak kiedyś, dlatego szukano jej kogoś do pomocy. TenTen była na każde skinienie kucharki.  Obierała i szatkowała warzywa, zmywała naczynia, zamiatała podłogę, ścierała blaty, biegała do spiżarki. Praca była męcząca, ale podobała jej się. Mei może i była surowa, ale nie robiła swojej pomocnicy przykrości.
– Nie tak. Kiedy ścierasz blat, rób to okrężnymi ruchami. Wtedy nie zostają ślady.
TenTen nigdy w życiu nie widziała tylu potraw. Nie odważyła się zapytać ilu domowników może liczyć posiadłość, ale patrząc na ogrom przygotowywanego jedzenia, mogło ich być nawet dwudziestu. Nie miała zresztą czasu długo się nad tym zastanawiać, bo ciągle było coś do zrobienia. Atmosfera w kuchni robiła się coraz bardziej nerwowa, lokaj pojawiał się raz po raz, pospieszając Mei, która denerwowała się i kazała TenTen biegać szybciej i szybciej.
Kiedy w końcu wszystkie potrawy stanęły na stole domowników, TenTen mogła chwilę odsapnąć. Opadła bezwładnie na taboret i powoli siorbała wodę ze szklanki. Mei siedziała na krześle obok i uśmiechała się.
– Obrotna z ciebie dziewczyna – pochwaliła TenTen. – Choć nie dałabym ci szesnastu lat.
– Wszyscy mi mówią, że bardzo młodo wyglądam.
Siedziały w milczeniu, aż w końcu brudne talerze zaczęły wracać do kuchni. Mei wyszła, zostawiając TenTen ze zmywaniem. Ta zdziwiła się, bo wyglądało na to, że na stole znalazło się tylko pięć nakryć. Pięć nakryć i tyle jedzenia? Jej rodzina mogłaby się tym wszystkim żywić przez tydzień!
Myła naczynia, rozmyślając nad tym jak długo będzie musiała pracować. Gdyby tylko wiedziała ile pieniędzy potrzeba jej rodzinie na spłatę długów… W szkolnym plecaku znajdowały się lekcje do odrobienia i wyglądało na to, że będzie musiała zrobić zadania w nocy. Choć praca sama w sobie była przyjemna, nie chciałaby przysparzać rodzinie dodatkowych zmartwień, opuszczając się w nauce.
Opłukiwała talerz, gdy nagle za jej plecami zaskrzypiały zawiasy kuchennych drzwi. Odwróciła się, żeby zobaczyć kto wchodzi, ale jej oczom ukazał się jedynie tył głowy jakiejś dziewczyny grzebiącej w lodówce. Miała włosy tak długie i gładkie, że TenTen mogła o podobnych tylko pomarzyć. Westchnęła cicho i wtedy dziewczyna odwróciła się.
Mokry talerz wypadł TenTen z rąk, rozbijając się na mnóstwo małych kawałków.
Neji Hyuuga również zamarł z wyciągniętym z lodówki mlekiem w ręku.
Zakłopotana rzuciła się, żeby pozbierać skorupy, obracając się tyłem do niego w nadziei, że może jej nie rozpoznał  w tej chusteczce na głowie i bez szkolnego mundurka.
– TenTen?
A jednak rozpoznał. Odwróciła się powoli, z szerokim odsłaniającym zęby uśmiechem na twarzy. Neji miał wyjątkowo poważną minę, a więc i TenTen taką przybrała. Wpatrywali się w siebie w napięciu.
– Nie mów nikomu – poprosiła, składając mokre ręce jak do modlitwy i spoglądając błagalnie na kolegę. – Proszę, jakoś ci się odwdzięczę! – Usłyszała kroki od strony podwórza, na które wcześniej wyszła Mei. – Neji, proszę!
– Porozmawiamy jutro w szkole.
Mei weszła do kuchni dwie sekundy po tym jak Neji zniknął za drzwiami. W samą porę, żeby zastać TenTen sprzątającą skorupy porcelanowego talerza.

Matematyka już się zaczęła. TenTen zapukała, przeprosiła i zakłopotana zajęła swoje miejsce. Nie spóźniła się celowo. Siedziała nad lekcjami do pierwszej w nocy, do tego była wykończona pracą w kuchni i zaspała. Nie miało to nic wspólnego z chęcią uniknięcia rozmowy z Nejim.
Wyciągnęła swoje zadanie z matematyki, które było wszystkim, co zdążyła zrobić po powrocie do domu. Nauczyciel zabrał je i wznowił prowadzenie lekcji.
Kiedy zadzwonił dzwonek, TenTen nawet nie drgnęła. Gdy tylko nauczyciel wyszedł z klasy, oparła głowę na blacie ławki i zamknęła oczy.
– Jak tam, TenTen? – Lee stanął nad nią. – Jak było?
Podniosła powoli wzrok na przyjaciela.
– Możemy porozmawiać później? Chciałabym się przespać…
Lee zrobił minę zbitego psa, ale odwrócił się i wyszedł z klasy. TenTen zerknęła tylko czy na pewno nie wraca i wyciągnęła z plecaka podręcznik do historii, gotowa zaimprowizować zadanie domowe.
Wtedy zdała sobie sprawę, że nie jest w klasie sama. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, kto postanowił odpuścić sobie korzystanie z uroków przerwy. Powoli otworzyła zeszyt i wyrwała z niego kartkę, podpisała się i odszukała w podręczniku odpowiedni temat. Usłyszała kroki za sobą. Neji zbliżył się i pochylił nad jej ramieniem. Zamarła z długopisem zawieszonym milimetr nad kartką papieru.
I wtedy Hyuuga położył na jej ławce kartkę zapisaną ciągłym tekstem. Zadanie z historii? Zmarszczyła brwi i odsunęła kartkę od siebie, starając się skupić na tym, żeby napisać własną pracę.
Neji odwrócił krzesło, stojące przy ławce przed nią, przodem do jej ławki i usiadł na nim. Czuła na sobie jego badawcze spojrzenie.
– Proszę – powiedział i podsunął jej kartkę z powrotem.
Patrzył na  nią trochę z zaciekawieniem, trochę z litością. Zmarszczyła brwi i znowu chciała odsunąć od siebie jego zadanie. Nie potrzebowała litości.
– To jednorazowe – obiecał. – Pomyślałem, że nie zdążysz odrobić.
Podniosła głowę, a on mógł dostrzec zdziwienie w jej oczach. Po chwili spuściła wzrok i przysunęła kartkę z jego zadaniem do siebie.
– Ten jeden raz.
– Powiedziałaś, że masz szesnaście lat. – Odpowiedział mu spuszczony wzrok. – Po co ci ta praca? Powinnaś się skupić na nauce. Niedługo egzaminy wstępne do gimnazjum, a ty marnujesz czas.
– Pozmieniam to zadanie…
Podpisała się u góry kartki i przepisała tytuł pracy.
– Nie trzeba, ja mam inne.
Podniosła na niego wzrok i zamrugała nerwowo.
– Dlacze…?
– Jesteś mi winna trochę wyjaśnień – przerwał jej. – Powiesz mi po co ci pieniądze?
Zawahała się. Od Nejiego zbyt wiele zależało, żeby mogła go oszukiwać.
– Moja rodzina ma długi. Grozi nam odebranie domu i wytwórni. – Spojrzała na niego i poczuła jak jej oczy wilgotnieją. – Neji, proszę. Nie mogą odebrać nam domu. Muszę pracować!
Zapadła cisza. TenTen powoli wróciła do przepisywania zadania domowego. Zapisywała kolejne znaki, nawet nie zastanawiając się co one oznaczają. W głowie miała zbyt duży mętlik. O czym on teraz myślał? Rozważał czy to wystarczający powód, żeby jej nie wsypać?
– Rodzice wysłali cię do pracy?
– Nie! – zaoponowała gwałtownie, upuszczając długopis. – Rodzice o niczym nie wiedzą… Nie wiedzą, że ja wiem, że…!
Neji pokiwał głową, wstał, odwrócił krzesło i wyszedł z klasy, zostawiając zagubioną TenTen sam na sam z podarowanym przez siebie zadaniem domowym.
Kiedy TenTen poszła po lekcjach do jego domu, dowiedziała się, że wszystkim jest bardzo przykro, ale nie może u nich dłużej pracować z powodu rozbitego talerza. Wręczono jej wypłatę za poprzedni dzień i odesłano rozżaloną dziewczynę do domu.

Następnego dnia rano podczas śniadania zadzwonił telefon. Mama TenTen wstała od stołu i poszła odebrać. Zrobiło się nieprzyjemnie cicho. W powietrzu wisiało coś niedobrego.
– Czemu nie jesz, słoneczko? – pytała babcia.
– Nie jestem głodna, powinnam już iść do…
Pobladła mama TenTen wróciła do kuchni. W jej oczach lśniły łzy. Dziewczyna poczuła, że również i jej pod powiekami robi się wilgotno. Czy oto nadszedł dzień, w którym bank postanowił odebrać im wszystko? Czy teraz mama zakomunikuje jej, że będą się musieli spakować i przenieść do przytułku? A może wylądują pod mostem? Co z biorącym leki dziadkiem? Co z ich ślicznym ogródkiem i małą huśtawką?
Babcia TenTen spochmurniała, patrząc na swoją córkę w napięciu.
– TenTen powinnaś już iść… – zaczęła, ale mama dziewczyny powstrzymała ją.
– Dzwonili z banku – wydusiła z siebie. TenTen poczuła jak jej serce zatrzymuje się. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. – Nasze długi zniknęły.
– Jak to zniknęły?
– Nie wiem! Nie ma ich. Rachunek został odblokowany. Długów nie ma.
Mama upadła na kolana, a TenTen z babcią przypadły do niej i wszystkie trzy ściskały się długo, płacząc z radości i ulgi. Kiedy dziadek wszedł do kuchni, nie były w stanie przekazać mu jasno co się stało. Kiedy już, krzycząc jedna przez drugą, opowiedziały mu o cudownym zniknięciu długów, dziadek dopytywał tylko czy aby na pewno to nie jest pomyłka, a mama tłumaczyła, że pytała trzy razy i musiało chodzić o nich.
– Bogowie w końcu okazali nam trochę przychylności – zawyrokował wtedy dziadek.
Problem polegał na tym, że w bogów i ich opiekę nikt tak naprawdę nie wierzył. Długi ich rodziny cudownie nie zniknęły. Ktoś musiał je spłacić. Nie było jednak sposobu, aby dowiedzieć się kto. Choć trudno było nie radować się cudownym ocaleniem, dorośli mieli świadomość, że tego dnia stali się dłużnikami jakiegoś człowieka, a on pewnego dnia może zgłosić się po spłatę długu.

Takimi bzdurami nie zaprzątała sobie jednak głowy TenTen. W drodze do szkoły opowiedziała o wszystkim Lee i zaprosiła go na popołudniowe świętowanie. Wchodząc do klasy, zapragnęła podzielić się dobrymi wieściami również z Nejim, ale nie było go. Neji Hyuuga nie pojawił się w szkole już nigdy więcej.

[No i mamy zakończenie rozdziału. :) Niektórzy pewnie się spodziewali gdzie będzie pracować TenTen. Teraz możecie spekulować co się stało z Nejim, pozwalam. Ja i tak wiem jak potoczy się dalej ta historia, ale nikt nie zabrania snuć domysłów. Trzymajcie się i do następnego razu :*]

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział 2 - Na ratunek wytwórni tofu! (cz. 1)

Gdy chodziłam do szkoły podstawowej w dzielnicy Asakusa, miałam przyjaciela. Nazywał się Rock Lee i był uważany za klasowego nieudacznika. Mimo tego lubiłam go, bo w przeciwieństwie do innych, Lee zawsze był szczery i nigdy nie sprawiał nikomu przykrości.
Na drugim końcu skali znajdował się Neji Hyuuga. Był dzieciakiem z bogatej rodziny, któremu wszyscy schodzili z drogi. Wytrącony z równowagi, kąsał niczym jadowity wąż. Miał zaskakująco cięty język jak na dwunastolatka.
Rodzice mówili nam, że należy go szanować, ale my byliśmy dziećmi i nie mogliśmy wiedzieć, co to oznacza. Myliliśmy szacunek ze strachem. Jeśli o mnie chodzi, Nejiego Hyuugi szczerze bym nienawidziła, gdyby nie to, że miałam okazję poznać go nieco lepiej.

– Lee! Lee!
Czarnowłosy chłopiec o potarganej czuprynie odwrócił się, słysząc swoje imię.
– TenTen? Dlaczego krzyczysz?
Gdy tylko do niego dopadła, pochyliła się, oparła dłonie na kolanach i zaczęła ciężko dyszeć. Przebiegła całe boisko i plac zabaw, żeby dotrzeć do przyjaciela.
– Znowu… – wdech –…ten głupi… – wydech – …Kankuro!
– Och nie! Czy on znowu cię zaczepiał!? – obruszył się Lee.
– Nie zdążył, bo jak tylko go zobaczyłam, zaczęłam krzyczeć jak wariatka i biec do ciebie.
Prześladowanie TenTen przez Kankuro w pewnych kręgach mogło zostać uznane za formę flirtu, jednak w kręgach tych z pewnością nie znajdowała się żadna dwunastolatka postawiona w podobnej sytuacji. Prześladowca TenTen lubował się w niszczeniu jej misternie upiętych koczków, nazywaniu dziewczyny mysimi przezwiskami i podrzucaniu gumowych robali.
Radość z ucieczki przed ciemiężcą nie trwała długo. TenTen ledwo zdążyła złapać oddech, a Kankuro ze swoja kliką już stali obok.
– Gdzie tak biegłaś, myszko miki? – zarechotał, a koledzy zawtórowali mu. – Chyba nie do tej ofiary?
I już wyciągał rękę, żeby złapać dziewczynę za koczek, ale Lee stanął między nimi, wyciągając ramię w obronnym geście.
– Hej! Goofy, skaczesz!? – Kankuro odepchnął Lee ramieniem, ten zachwiał się, ale nie odsunął. – Nie nadajesz się na rycerzyka, odsuń się.
– Nie.
Kankuro zacisnął dłoń w pięść, uniósł ją wysoko nad głowę i zamachnął się w stronę Lee.
– Zostaw go! – TenTen wypadła przed przyjaciela i rzuciła się na nogi Kankuro, powalając go na ziemię. Zaskoczony chłopak nie zdołał zatrzymać uderzenia i w efekcie trafił samego siebie w brzuch.
Koledzy Kankuro zachichotali, jednak natychmiast struchleli z przerażenia, widząc minę swojego prowodyra.
– Ty mała…! – ale TenTen i Lee byli już daleko. – Twojej rodziny i tak nic nie uratuje! Wylądujecie na ulicy! – wykrzyczał za nią.
Dwójka uciekinierów zatrzymała się przed wejściem do szkoły. TenTen usiadła na murku, a Lee popatrzył za podnoszącym z ziemi swoje pokiereszowane gnaty Kankuro, który postanowił zachować resztki honoru i na razie dać im spokój.
– O czym on mówił, TenTen?
Odpowiedziało mu zagubione spojrzenie przyjaciółki. Pokręciła głową. W chwilę później zadzwonił dzwonek i  obydwoje musieli biec na lekcję japońskiego. Pytanie Lee zostało pozostawione bez odpowiedzi.

TenTen siedziała jak na szpilkach. Doskonale wiedziała o czym mówił Kankuro, ale na pewno nie chciała martwić tym Lee. W trakcie lekcji czuła wzrok przyjaciela na sobie. Nie mogąc się przez to skupić na tym, co mówił nauczyciel, wodziła wzrokiem po klasie.
 Neji Hyuuga siedział w ostatniej ławce i był zapatrzony w okno. Westchnęła ciężko. Jemu z pewnością nauczyciel nie zwróci uwagi, że nie uważa na lekcji. Hyuuga był nietykalny. Jeszcze nigdy nie słyszała, żeby wylądował na dywaniku u dyrektora. Nikt mu nie wchodził w drogę. Jego rodzina była niewyobrażalnie bogata, do tego należeli do najstarszych rodów dzielnicy Asakusa. TenTen słyszała od mamy, że niegdyś członkowie jego rodziny opiekowali się świątynią. Teraz co prawda tylko łożyli pieniądze na jej utrzymanie, w zamian za co mnisi modlili się dla nich o zdrowie i pomyślność. Kami najwyraźniej im sprzyjały, bo fortuna Hyuugów pomnażała się. To już dopowiedział dziadek TenTen. Potem stwierdził, że pieniądze są na świecie nierówno rozdane i z tego pochodzą wszelkie ludzkie nieszczęścia. Dziewczyna zapytała potem o to mamę, a ta wytłumaczyła jej, że na świecie jest określona ilość pieniędzy i jeśli jedna osoba ma ich bardzo dużo, to ktoś inny musi mieć ich bardzo mało. Niestety nie zdołała już wytłumaczyć TenTen, dlaczego pieniędzy nie można zrobić więcej.
– TenTen, jesteś z nami? – usłyszała nad sobą głos nauczyciela Iruki. Nawet nie zauważyła kiedy do niej podszedł. Jak długo jej się tak przyglądał? – Może wyjaśnisz nam znaczenie kanji* narysowanego na tablicy?
Spojrzała na nauczyciela, a potem na przód klasy. Na środku czarnej tablicy białą kredą narysowany był jeden jedyny ideogram.
TenTen wpatrywała się w niego dłuższą chwilę. Choć był to z pewnością nowy znak, ona poznała go już wcześniej. W jej domu przewijał się częściej niż by tego chciała.
– Utrzymanie – mruknęła.
– A drugie znaczenie?
– Drugie?
– Może ktoś olśni koleżankę? – zaproponował Iruka.
W górę uniosło się kilka rąk z pierwszych ławek, jednak to z tyłu klasy dobiegł męski głos:
– Zmierzch.
TenTen nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że to Hyuuga postanowił zrobić z niej idiotkę. Kiedy Iruka odszedł, rzuciła długowłosemu nienawistne spojrzenie. On jednak nie mógł go zobaczyć, bo znowu wyglądał przez okno. Wściekła dziewczyna pomyślała, że jemu Iruka nigdy nie zwróciłby uwagi.

Dzwonek ogłosił koniec lekcji już dawno, jednak Lee i TenTen opuszczali mury szkoły dopiero teraz. Dziewczyna długo grzebała się ze zmienianiem obuwia, licząc, że jej przyjaciel zniecierpliwi się i pójdzie, jednak on nie zniechęcał się łatwo. W końcu opuścili szkołę razem. Szli obok siebie w stronę swoich domów w zupełnej ciszy.
– Spóźnimy się? – zaproponował nagle Lee.
– Gdzie?
– Do domu. Chodź, pokażę ci jedno miejsce.
Złapał ją za rękę i pociągnął w boczną uliczkę. Lee zaczął biec, a TenTen próbowała za nim nadążyć. Mijali coraz to biedniejsze domy, cudze podwórka, potrącali przechodniów. Skręcali w coraz to węższe uliczki, aż w końcu wypadli na inną, bardziej ruchliwą drogę. Tam zwolnili, ale tylko na chwilę, żeby przejść przez jezdnię. Wbiegli w następną uliczkę, skręcili w lewo, znowu przebiegli kawałek. TenTen zupełnie straciła orientację. Nagle miasto zamieniło się w łąkę, asfalt w nieutwardzoną drogę, a ruch uliczny w szum rzeki. Przebiegli jeszcze kilkadziesiąt metrów i znaleźli się na skarpie. W dole, tuż pod nimi, płynęła rzeka. Niecały kilometr dalej przebiegał most, po którym jeździły pociągi.
Zeszli ze skarpy nad samą wodę. Oczarowana TenTen ściągnęła buty, podkolanówki i zanurzyła bose stopy w lodowatej rzecznej toni. Lee poszedł w jej ślady. Po moście przejechał pociąg towarowy. Starali się policzyć wagony, ale skład przeleciał tak szybko, że ledwo dostrzegali granice między nimi. Na ramieniu TenTen wylądował motyl, a kiedy Lee zbliżył się, żeby dokładniej się mu przyjrzeć, dwa skrzydła zasłoniły oko chłopca. TenTen roześmiała się, a motyl odleciał. Śmiech przyjaciół niósł się po okolicy. Śmiali się, aż rozbolały ich brzuchy i policzki. W końcu zmęczeni rozłożyli się na trawie i wpatrywali w odpływające na zachód chmury.
– TenTen? Powiesz mi co się stało?
Dziewczynka przygryzła dolną wargę. Przez chwilę zapomniała o swoim problemie, jednak teraz zbliżał się czas powrotu do domu i należało znowu zmierzyć się z rzeczywistością.
– Moja rodzina jest bardzo zadłużona – zaczęła niepewnym głosem. – Podsłuchałam wczoraj rozmowę mamy z dziadkami.  Możemy stracić wytwórnię tofu, a razem z nią dom.
Lee pobladł i widziała, że bardzo się zmartwił. A co ona miała powiedzieć? Nie wyobrażała sobie stracić domu. Był wszystkim co mieli. Tofu, które produkowali, zawsze było chętnie kupowane przez okolicznych mieszkańców. Powoli jednak ich rodzinną firmę zaczynał wypierać wielki przemysł. Ludzie chodzili do supermarketów, gdzie wszystko było w jednym miejscu. Stali klienci ich rodziny zaczynali wymierać bądź wyprowadzali się z Tokio, przenosząc się tam, gdzie życie było tańsze.
– Ile pieniędzy potrzebujecie? – spytał Lee, jednak TenTen tylko wzruszyła ramionami w odpowiedzi. – Może ktoś mógłby wam pomóc? I skąd… Skąd ten Kankuro o tym wiedział?
Znowu odpowiedziała mu cisza.
Wisząca w powietrzu wizja powrotu do domu w końcu musiała się urzeczywistnić. Słońce wisiało już nisko nad horyzontem, niedługo miało się ściemnić. Osuszyli stopy, ubrali skarpety, buty i ruszyli w drogę powrotną, pozostawiając swoją położoną w samym środku miejskiej pustyni oazę znowu samotną.

Następnego dnia w drodze do szkoły mijali tablicę z ogłoszeniami lokalnymi. TenTen rzuciła się w oczy notatka, która spośród wszystkich krzykliwych plakatów, wyróżniała się prostotą. Kilka słów wydrukowano czarnym tuszem na białej kartce, pod spodem był numer telefonu do oderwania. Ktoś szukał pomocy kuchennej. TenTen stała, wpatrując się w ogłoszenie jak zaczarowana.
– Wiem już co zrobić! – wykrzyknęła uradowana. – Pójdę do pracy! Zarobię pieniądze i pomogę rodzinie spłacić długi!
Lee podchodził do pomysłu z dystansem, nie sądząc, żeby ktokolwiek zechciał zatrudnić dwunastolatkę. Nie sprzeciwił się jednak przyjaciółce. W życiu wyznawał zasadę, że zawsze lepiej jest działać niż nie robić nic i tylko użalać się nad sobą. Po południu więc wybrali się do budki telefonicznej (żadne z nich nie miało jeszcze komórki, zresztą w szkole i tak nie było wolno ich używać) i wykręcili numer z ogłoszenia. Ku radości TenTen, zaproponowano, żeby przyszła od razu.
Pożegnała Lee i pobiegła do domu. Przebrała się ze szkolnego mundurka w czyste spodnie i jedną z ładniejszych bluzek, jakie miała. Wymknęła się z domu niewidziana przez żadnego z domowników i pobiegła do pobliskiej drogerii, gdzie korzystając z wystawionych dla klientek testerów, pomalowała rzęsy tuszem, a na usta nałożyła błyszczyk. Spoglądając w lustro oceniła, że można by ją wziąć za piętnastolatkę, może nawet szesnastolatkę (a przynajmniej taką miała nadzieję). Spryskała się jeszcze lekkimi perfumami i wybiegła z drogerii, nim któryś z pracowników ją przyuważył.
Autobusem podjechała przystanek i po pięciominutowym spacerze znalazła się przed rezydencją, której adres zgadzał się z tym podanym jej przez telefon. Szybko, nim strach zdążył ją przepędzić sprzed drzwi, zadzwoniła dzwonkiem. Brama uchyliła się, a ona stanęła na długim chodniku wiodącym w stronę posiadłości, w której drzwiach czekał na nią ubrany w garnitur mężczyzna.
 Był to majordomus i to on zatrudniał służbę w rezydencji. Choć początkowo wyraził zaniepokojenie młodym wyglądem dziewczyny, zdołała przekonać go, że ma szesnaście lat i jeśli tylko zostanie zatrudniona, doniesie zgodę rodziców.
– Chciałabym nauczyć się co to znaczy zarabiać pieniądze – wyjaśniła, spoglądając ponad ramieniem mężczyzny, gdy siedzieli przy stole i rozmawiali.

Majordomus pokiwał z uznaniem głową, mruknął, że współczesna młodzież nie zna wartości pieniądza i że szkoła ich tego nie nauczy. Po tych słowach, TenTen wiedziała już, że ma tę pracę. 

[*Kanji  naprawdę jest nauczane w Japonii w szóstej klasie szkoły podstawowej :)
To pierwsza część, na dniach powinna pojawić sie druga. Rozdział wyszedł dość długi i nie chciałam publikować go na raz. Zachęcam do komentowania i obserwowania. Jak Wam się podobało? Zaskoczeni? :)]

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 1 - Ryżowa misja i martwa strefa.

Największą słabością każdego shinobi jest posiadanie tak zwanej martwej strefy. Jest to obszar, którego nie obejmujemy wzrokiem, bo nasz kąt widzenia jest zbyt wąski. Z tego powodu każdy przeciętny człowiek potrzebuje partnera, który będzie osłaniał jego tyły. Kogoś, komu bezgranicznie zaufa, kto w razie potrzeby zaryzykuje dla niego własnym życiem. Jako dziecko uważałam, że właśnie dlatego każdy potrzebuje przyjaciela.
Później poznałam Nejiego Hyuugę i wydawało mi się, że on już zawsze będzie samotny.

To była jedna z tych misji, które nigdy nie powinny były się wydarzyć. Drużynę Gaia wysłano po dostawę specjalnego ryżu dla Lorda Feudalnego. Wioska Yakitomi ukryta był w pilnie strzeżonej, dobrze zamaskowanej dolinie, a na jej podmokłych terenach rósł ryż, z którego pozyskiwano wyciąg do pielęgnacji cery władcy Kraju Ognia.
Gdyby cel misji sam w sobie nie był wystarczająco absurdalny, na rozdrożu drużynę transportującą zaatakował wrogi oddział ninja. Nie, tamci nie pomylili się, nie sądzili, że w workach znajdują się złoto i diamenty. Ktoś w Konoha najwyraźniej źle ocenił wartość ładunku i zlecił misję genninom. Niestety Iwa-gakure nie popełniła podobnego błędu. W efekcie drużyna Gaia stanęła naprzeciwko trójki wrogich shinobi. Trójki shinobi, która wyraźnie lekceważyła swoich młodych przeciwników.
– Neji! TenTen!
– Tak jest!
Ściągnęli z pleców ładunki z ryżem, przekazując je dwóm zielonym bestiom Konohy. Lee zrzucił nawet z łydek ciężarki, żeby wraz z sensei ich drużyny jak najszybciej przenieść worki w bezpieczne miejsce. Nim ruszyli w drogę, w stronę przeciwników już zmierzał lśniący w popołudniowym słońcu arsenał TenTen.
Wrogowie zorientowali się w swojej sytuacji, jednak broń odwróciła ich uwagę na wystarczająco długo, żeby Lee i Gai wyruszyli, a Neji podszedł dostatecznie blisko. Sześćdziesiąt cztery uderzenia miękkiej pięści zwaliły potężnie wyglądającego shinobi z nóg. To jednak był koniec taryfy ulgowej. Wokół TenTen wyrosły kamienne, wytapetowane wybuchającymi notkami ściany, jedna przed dziewczyną, druga za nią i dwie po bokach, wszystko zamykało grube wieko. Neji pospieszył na ratunek, szykując uderzenie, którym mógłby rozkruszyć kamienną pułapkę. Nim jednak zdołał choćby ją dotknąć, w stronę wrogich shinobi poleciała kolejna salwa z kunai. Hyuuga odskoczył na chwilę przed wybuchem kamiennej puszki, w której, jak się okazało, uwięziony był jedynie porzucony zwój, a TenTen atakowała już z powietrza.
Neji skoczył w przeciwną stronę niż jego partnerka, korzystając z tego, że uwaga wrogów skoncentrowała się na lecącemu ku nim arsenałowi. Już miał potraktować pozostałych dwóch przeciwników stu dwudziestoma ośmioma uderzeniami, gdy…
– Neji!
Usłyszał brzęk towarzyszący uderzaniu metalu o metal. Lekkie przekręcenie głowy wystarczyło, aby zorientował się, że wprost na niego leciał zbłąkany kunai. Kunai, który niechybnie trafiłby w potylicę, gdyby TenTen nie zareagowała.
– Cholera – zaklął. Jak mógł to przeoczyć?
Wytrącony z równowagi, nie zwrócił uwagi na szykującego się do ataku wroga, kończył formować pieczęcie do…
– Tygrysi Podmuch! – z ust przeciwnika o niebieskich włosach wytoczyła się ogromna masa sprężonego powietrza.
– Cholera!
Kołek z drewna zamienił się w wióry, podczas gdy Neji zniknął z pola bitwy, zostawiając TenTen samą z dwoma wciąż sprawnymi przeciwnikami.
– Lepiej żeby to było ważne – mruknęła w złości, dobywając z kabury ostatni ze zwojów.
Wrogowie jednak przeskoczyli ją i pobiegli w ślad za Lee i Gaiem. Ruszyła w pościg za nimi, pierwszy raz w życiu złorzecząc Nejiemu.
– Hn – mruknął, dołączając do niej.
– Co z tobą?!
Gdy dystans dzielący ich od przeciwników liczył mniej niż dziesięć metrów, rzuciła dwoma kunaiami, zmuszając shinobi Iwy do odwrócenia się. Kunai jednak odbiły się od bariery. Neji przyspieszył i skumulowawszy w dłoni odpowiednią ilość chakry, przebił się przez osłonę, alarmując wrogów.
– Cholerne dzieciaki się nie poddają – warknął niebiesko włosy.
– Wykończ ich – krzyknął drugi, łysy shinobi i ruszył we wcześniej obranym kierunku.
Zawahali się. Musieli podjąć szybką decyzję – rozdzielić się czy walczyć razem. Gdyby jedno z nich ruszyło w pościg, prawdopodobnie spotkałoby się w końcu z Lee i Gaiem. Wtedy tam byłoby ich troje, a tutaj ktoś walczyłby z prawdopodobnie silniejszym przeciwnikiem w pojedynkę.
– Poradzą sobie – ocenił Neji, stając naprzeciwko niebiesko-włosego.
– Potrzebujesz pleców? – spytała ostro, nie spuszczając przeciwnika z oczu.
Zmroził ją spojrzeniem, jednak wytrzymała je. Hyuuga powoli kiwnął głową.
– Być może.

Ryż został bezpiecznie przetransportowany do Konohy. Wezwany przez Gaia oddział ANBU miał zająć się obezwładnionymi shinobi z Iwy. Cera daimyo została uratowana przez drużynę genninów.
– Świetnie sobie poradziliście! To był najprawdziwszy pokaz siły młodości! Doskonała współpraca! Jestem z was dumny, drużyno!
Z oczu Gaia popłynął potok łez, a Lee nie pozostał w tyle.
– Dlaczego pozwolił nam pan walczyć samym?! – obruszyła się TenTen. – Przecież…!
Gai otarł łzę i spojrzał z powagą na swoją uczennicę.
– Nie jesteście już dziećmi, a ja nie mogę wiecznie prowadzić was za rączkę. Czy podjąłem złą decyzję? Nie poradziliście sobie?
TenTen zerknęła kątem oka na Nejiego.
– Nie…

– Twój byakugan.
Neji siedział na środku polany i z daleka wyglądało na to, że medytuje. Gdy jednak podeszło się bliżej, oczywistym stawało się, że Hyuuga ma szeroko otwarte oczy i aktywny byakugan.
TenTen zeskoczyła z gałęzi drzewa i stanęła przed Nejim. Ani drgnął.
– Mówiłeś, że widzisz wszystko dookoła. Wszystko! – Wycelowała w niego oskarżycielsko. – Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to ma ograniczenia? Mogłam cię zabić, idioto! – poczuła jak coś w niej pęka. Teraz mogła albo się rozpłakać albo wybuchnąć złością. Nie zdążyła jednak.
– Nie wiedziałem.
Odwrócił się do tyłu i spojrzał na przelatujący nad nimi klucz ptaków, które wzbiły  się wcześniej do lotu, wystraszone krzykiem dziewczyny. Pokręcił głową. W kluczu znajdowało się siedem ptaków.
– Widziałem ich tylko sześć – mruknął. Podniósł się z trawy, otrzepał spodnie i stanął naprzeciwko koleżanki z drużyny, śmiertelnie poważny. – Wiesz co to oznacza?
Zamrugała kilka razy, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Czy właśnie poznawała słaby punkt kekkei genkai klanu Hyuuga? Czy zdradzał jej mroczny sekret byakugana?
– Nawet ty masz martwą strefę – odpowiedziała w końcu, a nogi ugięły się pod nią. Miała wrażenie, że zwykły śmiertelnik nigdy nie powinien się o tym dowiedzieć.
– Jeden stopień. Widzę wszystko dookoła prócz wycinka sfery na wysokości potylicy.
Trawiła przez chwilę jego słowa, próbując w pełni uświadomić sobie ich wagę.
– Czyli jednak. – TenTen uśmiechnęła się niespodziewanie.
– Co jednak?
– Jednak nawet Neji Hyuuga potrzebuje przyjaciela.

~ * ~

[Postanowiłam poszukać szczęścia w blogosferze. Opowiadanie na tym blogu będzie rodzajem eksperymentu, w którym zorientujecie się za kilka rozdziałów. Jeśli uda mi się je zakończyć, to z pewnością pojawi się w pełnej wersji na FanFiction.net (link u góry strony, w menu, dla niezorientowanych). Tymczasem zapraszam do czytania i obserwowania bloga (ramka po prawej stronie). Prosiłabym także o zostawianie komentarzy pod postem. Pozdrawiam ;*]